Ostatnio zastanawia mnie pewien ciekawy fakt, polscy bohaterowie często są bardziej znani zagranicą niż we własnym rodzimym kraju. Zagranicą stawia się naszym znanym polakom pomniki, buduje ich muzea, nadaje ich imieniem szkoły, budynki… A u nas?
Nawet się tego nie uczy w szkołach. Stawia się kolejne kościoły, a zapomina o polskich odważnych często ludziach. Uczy się religii w szkole, a nie uczy się polskiej historii.
PS.
Mało kto wie, że w Polsce nie ma Pomnika np. Kościuszki, a jest… w USA. W Australii najwyższa góra ma właśnie imię Góra Kościuszki. W Rosji na dalekiej Syberii w Jakucku są… Góry Czerskiego, muzeum Czerskiego… u nas, nawet nie wiemy kto to był Jan Czerski. Dlaczego nie ceni my własnych bohaterów? Nie wiem!
Archiwum z dnia 22 września 2015
Polscy Bohaterowie
Ja i Jan Piszczyk
W teatrze Polskim w Bielsku-Białej, wystawiana jest sztuka: „Sześć wcieleń Jana Piszczyka”. Cóż, zbieżność do mojego skromnego nazwiska jest aż nadto. 😉 Osobiście uważam, że każdy polak jest po części tak naprawdę takim Piszczykiem. Jednak zapraszam do obejrzenia.
Artur Piszczek.
PS.
Rolę Jana Piszczyka grali:
– Jerzy Stuhr (film: obywatel Piszczyk),
– Bogumił Kobiela (film: Zezowate Szczęście),
– Spektakl: Sebastian Jasnoch.
Wojciech Kościelniak, specjalista od musicalu, bierze na teatralny warsztat kolejną polską powieść.
Powoływał już do scenicznego życia bohaterów „Chłopów” Reymonta, „Kariery Nikodema Dyzmy” Dołęgi-Mostowicza, czy „Lalki” Prusa. Interesuje go zawsze w sposób szczególny polski typ bohatera, zwłaszcza zaś postaci wielowymiarowe i niejednoznaczne. Właśnie dlatego do swojej kolejnej realizacji scenicznej wybrał powieść „Sześć wcieleń Jana Piszczyka„ Jerzego Stefana Stawińskiego.
Piszczyk jest postacią jednocześnie tragiczną i komiczną, pozytywną i negatywną, ofiarą, ale w pewnych sytuacjach także oprawcą.
Piszczyk to taka nasza „polska wesz”, która jest tak dziwnie skonstruowana przez autora książki, że właściwie jej kibicujemy, odnajdujemy ją w jakimś sensie w sobie. A zatem Piszczyk będzie opowiadał o nas wszystkich, będzie mówił do widzów ich językiem, o sprawach, które ich dotyczą, co wydaje mi się szczególnie ważne.
To, co dla reżysera najistotniejsze w tej opowieści, to niesłychana zdolność człowieka do wielokrotnej „reinkarnacji” w ciągu życia, wielokrotnego powstawania z martwych. Piszczyk na różnych etapach swojego życia zostaje całkowicie zniszczony, wręcz zmiażdżony, sprowadzony do zera, a już w chwilę później potrafi się podnieść i z lękiem, ale równocześnie z jakąś wielką wiarą przeć do przodu.
I to właśnie jest dla Wojciecha Kościelniaka niesłychanie ciekawą metaforą człowieka. Jak mówi: „Wszyscy na różnych etapach życia doznajemy rozmaitych klęsk, po których wydaje się nam, że się życie się skończyło, jednak mimo wszystko ponosimy się i idziemy do przodu. Potem odnosimy jakieś sukcesy, po to, żeby znowu upaść i znowu się podnieść. To jest trochę gorzkie, trochę piękne. Wydawało mi się że warto o tym opowiedzieć, że to ciekawy i ważny temat.”
Kolejnym walorem książki Stawińskiego, który skłonił Wojciecha Kościelniaka do opowiedzenia historii Piszczyka na scenie, jest jej ukryty potencjał musicalowy. W Bielsku-Białej reżyser znalazł dobry grunt do realizacji swojego scenicznego pomysłu – przychylność ze strony dyrektora i świetny zespół aktorski, który z niewielkim wsparciem aktorów gościnnych doskonale sprawdza się w przedstawieniach musicalowych. Jak dotychczas reżyserowi pracuje się
w Teatrze Polskim bardzo dobrze, twierdzi nawet, że w Bielsku-Białej panuje klimat wyjątkowo sprzyjający tworzeniu…